top of page
Search

Obiektyw gruziński: Justyna Mielnikiewicz

  • poloniasligo
  • Oct 27, 2014
  • 3 min read

Trzynaście lat temu przyjechała do Gruzji, szukając miejsca, w którym mogłaby spełnić życiową pasję, jaką okazała się fotografia. Dzisiaj Justyna Mielnikiewicz uważa Gruzję za swój dom.

Jej fotografie z Ukrainy zdobiły w ostatnich dniach mury tbiliskiej Starówki, ulubionego miejsca zagranicznych turystów, odwiedzających gruzińską stolicę. Ukraina i Krym są celem jej drugiego życiowego projektu fotograficznego. Pierwszemu, Kaukazowi, poświęciła ostatnich dziesięć lat.

PAP/EPA ZURAB KURTTSIKIDZE

Przyjechała do Tbilisi w 2001 r. razem z mężem, Paulem Rimple'em, osiadłym w Krakowie Amerykaninem, muzykiem, liderem zespołu bluesowego, w którym grali także gruzińscy muzycy. - Zawsze pociągał mnie Wschód, kraje, powstałe na obszarze byłego Związku Radzieckiego – mówi Polskiej Agencji Prasowej Justyna Mielnikiewicz. – Trochę przypadkiem, trochę przez znajomych Paula zaczęłam od Gruzji, ale po latach uważam, że lepiej trafić nie mogłam.

W mieszkańcach Kaukazu, a potem także Rosji, Ukrainy i Białorusi, urzekła ją ich otwartość na rozmowę i kontakt z innymi ludźmi, łatwość wyrażania emocji, a nawet właściwa, zwłaszcza Gruzinom, teatralność i przesada. - Fotografia zawsze była dla mnie pasją, sposobem życia, a dziennikarstwo ciągłym poszukiwaniem, odkrywaniem czegoś nowego w rzeczach, które wydają się już oswojone i znane - mówi Mielnikiwicz. - Na Kaukazie, zwłaszcza kiedy toczyły się tam niezliczone wojny, spotykałam ludzi, dla których moje zawodowe zainteresowanie ich losem było aż nadto wystarczającym dla mnie uzasadnieniem sensu tego, co pragnęłam robić.

W 2001 r. fotografowała uliczne demonstracje, jakie przetaczały się przez Tbilisi po zamordowaniu miejscowego dziennikarza Giorgiego Sanai. Dwa lata później fotografowała w Tbilisi rewolucję róż, a także rozruchy po sfałszowanych wyborach w sąsiednim Azerbejdżanie. Wtedy, dzięki poznanym w Tbilisi i Baku dziennikarzom, nawiązała regularną współpracę z największymi zachodnimi gazetami, nowojorskim dziennikiem "New York Times", potem z niemieckim "Sternem", paryskim "Le Monde'em", z "Newsweekiem".

Po Gruzji i Azerbejdżanie przyszły reporterskie podróże do Turcji, Iranu, Kazachstanu, Kirgizji, Tadżykistanu, w końcu do Rosji, Białorusi i na Ukrainę. Rosyjsko-gruzińska wojna z sierpnia 2008 r. przyniosła Mielnikiewicz II nagrodę w konkursie Word Press Photo w kategorii "Opowieści". W 2008 r., zaraz po wojnie w Gruzji, pojechała na Krym z pomysłem projektu "Między Rosją i Ukrainą", który wkrótce okazał się mroczną przepowiednią. - Już wtedy miałam wrażenie, że na Krymie dojrzewa wojna, szykowali się na nią tamtejsi rosyjscy Kozacy, przygotowywali, podburzali do niej miejscowych Rosjan - mówi Mielnikiewicz. - Już wtedy wracałam z Krymu z wrażeniem, że dojdzie tam do tragedii.

- Burzliwe wydarzenia rozgrywające się w tym regionie sprawiały, że łatwiej było mi zainteresować moimi zdjęciami wielkie gazety, ale zawsze ceniłam sobie przede wszystkim niezależność i możliwość realizowania własnej pasji - mówi Mielnikiewicz.

Z bazy wypadowej Gruzja i gruzińska stolica stały się jej drugim domem. Także tym dosłownym, który kupiła w tbiliskiej dzielnicy Wera, gdzie przyszła na świat jej córka Nestan. - Choć nieraz Gruzja doprowadza mnie do szału, uważam ją za swoją drugą ojczyznę i nie zamierzam z niej już wyjeżdżać - mówi wywodząca się ze Śląska Mielnikiewicz, przedstawicielka najmłodszego pokolenia z polskich osadników na Kaukazie, składającego się dotąd głównie z potomków XIX-wiecznych zesłańców z carskiej Rosji.

Mielnikiewicz dodaje, że jedyną lokalizacyjną zmianą, jaką przewiduje w najbliższych latach, będzie kupno lub budowa domu w Raczy u podnóża Kaukazu. Chciałaby tam wraz z mężem prowadzić warsztaty dla fotografów i dziennikarzy.

- Odkąd zamieszkałam w Gruzji, ten kraj zmienił się nie do poznania. Były prezydent Micheil Saakaszwili, mimo błędów i wypaczeń, których się dopuścił, sprawił, że stała się miejscem, w którym można żyć dobrze, bezpiecznie, wygodnie i godnie - mówi Mielnikiewicz. - Gruzini zawsze twierdzili, że jak nikt inny potrafią cieszyć się życiem, ale odnoszę wrażenie, że dopiero teraz mogą naprawdę czerpać z niego pełnię.

Nie czuje się odkrywczynią Gruzji ani nie jest o nią zazdrosna. Ani o modę, sprawiającą, że miliony zagranicznych turystów zjeżdżają co roku do Tbilisi, Kutaisi i Batumi. Nie czuje się też oderwana od pierwszej ojczyzny, szczególnie odkąd można do niej wrócić samolotami latającymi bezpośrednio do Polski.

- Byłabym nieuczciwa wobec Gruzji, mojej drugiej ojczyzny, gdybym życzyła jej, żeby nikt więcej poza mną jej nie odwiedzał - mówi Mielnikiewicz. - Może miałabym rzeczywiście wtedy ułudę, że mam ją tylko dla siebie, ale nie czułabym się w porządku wobec tych, którzy mnie tu wcześniej przyjęli. Gruzja się zmienia, także za sprawą cudzoziemców. Tak samo jak zmienia się cały świat. Nic na to się nie poradzi. Życzę Gruzji dobrze, bo to także mój kraj i trzymam kciuki za to, żeby Gruzini potrafili znaleźć złoty środek między ich gościnnością, z jakiej są tak dumni, a potrzebą zarobku, który ta gościnność może im przynosić. Jedno nie wyklucza drugiego, a może przynieść korzyści zarówno gospodarzom, jak ich gościom - kwituje.

Z Tbilisi Wojciech Jagielski, Polska Agencja Prasowa

 
 
 

Comments


WYDAWCA

Wydawcą  PoloniaSligo.Eu jest Acorn Blue Printing w Sligo.

Wydawnictwo zajmuje sie m.in. projektowaniem, drukiem,  tworzeniem profesjonalnych, nowoczesnych stron internetowych, a takze projektowaniem grafiki, skladu DTP oraz uslug Public Relations.

TEL: 071 915 7954  2013-2015 © Copyright

© 2014 by POLONIA SLIGO. Created by Acorn Blue Printing

bottom of page