top of page
Search

Znowu żyję – Gabriel Oleszek - powieść w odcinkach, rozdział 1

  • poloniasligo
  • Nov 3, 2014
  • 5 min read

znowu zyje.JPG

Znowu żyję

powieść w odcinkach, rozdział 1

od dziś w każdy poniedziałek, dzięki uprzejmości autora Gabriela Oleszka będziemy publikować powieść w odcinkach na naszych łamach.

Copyright by Gabriel Oleszek

kopiowanie, powielanie i dalsze publikowanie jest zabronione.

Zdjęcie na okładce: Martin Pociecha

Projekt okładki: TheSolace Creative

Publikacja specjalna w PoloniaSligo.EU - 2014

Rozdział 1

Życie od nowa, Od nowa, Powrót z niebytu, Żyć jeszcze raz. Takie właśnie tytuły plątały mi się po głowie, gdy postanowiłem spisać w formie pamiętnika, czy też po prostu zwykłych notatek moje mozolne wydobycie się z okropnego świata psychiatrów, psychologów, wszelakiej maści lekarzy i powrót do w miarę normalnego życia. W końcu zdecydowałem się na tytuł: Znowu żyję. Oddaje on to, że żyję. Czyli jestem normalnym, normalnie funkcjonującym człowiekiem, a nie medycznym przypadkiem, jak złośliwie nazwała mnie moja żona. Było to i tak w przypływie jej dobrego humoru, bo o wiele lepiej bawiła się nazywając mnie zwykłym świrem, czego nie cierpię. Słowem jestem normalnym człowiekiem, a to co przytrafiło mi się kilka miesięcy temu było zwykłym wypadkiem przy pracy, a nie stanem normalnym. Zauważyłem, że właściwie się gubię, gdyż to co było te parę miesięcy temu było właśnie stanem nienormalnym. Czyli można powiedzieć nie byłem sobą w tamtym okresie. Normalnie jestem normalny. Gubię się jeszcze bardziej, co zapewne wynika z tego, że nigdy do tej pory nie próbowałem opisać swego stanu. Zresztą w ogóle pisanie zawsze szło mi słabo i podziwiałem tych, którzy potrafili maczkiem napisać osiem czy dziesięć stron do swych żon, podczas gdy ja miałem kłopoty z zapełnieniem treścią jednej kartki pocztowej. Wykazywałem się wtedy dużym sprytem i stawiałem tak duże litery, że mieściły się na niej ledwie pozdrowienia z dalekich stron. No więc znowu żyję, bo cały okres moich spotkań z psychiatrą i cała resztą jemu podobnych zaliczam do przerwy w życiu. Znowu żyję i mam zamiar z tego życia korzystać, tak jak będę potrafił. To znaczy dobrze. To dobrze nie oznacza, że myślę tylko o sobie i o swoich przyjemnościach. Nie oznacza to również, że będę żył dobrze według jakiegoś wzorca. Tak między nami mówiąc jaki wzorzec jest najlepszy? Chyba obiektywnie nie ma takiego. Nie chcę wdawać się tutaj w żadne rozważania. Nie interesuje mnie to, że jedni uważają za właściwe, to co inni wręcz potępiają. Ja po prostu będę starał się działać przede wszystkim w zgodzie z własnym sumieniem, a po wtóre starając się zrozumieć racje innych. Zdaje sobie sprawę, że te racje będą często się wzajemnie wykluczać, ale dlatego właśnie starał się będę dokładnie rozważyć i postąpić tak, żeby osiągnąć jak najlepszy stopień zadowolenia wszystkich. Przeczytałem teraz poprzednie zdanie i doszedłem do wniosku że jest ono co najmniej infantylne, jeśli nawet nie idiotyczne. W każdym razie tak brzmi. Wyjaśniam, że nie chodzi mi o to, żeby przypodobać się każdemu, ale o to że chcę postępować tak jak sam uważam za właściwe, ale zawsze rozważę rację wszystkich, a nie będę upierał się przy swoim. No chyba, że uznam, że właśnie moje pomysły są najlepsze. Nawet tych najbardziej idiotycznych nie będę odrzucał a priori, ale obiecuję, że wezmę je pod uwagę i wykorzystam lub nie. Słowem chcę zrobić coś takiego, że będę trzymał się swojego własnego systemu wartości, a jednocześnie wsłuchiwał się w głosy innych i wtedy, gdy ich racje będą właściwsze od moich, to się do nich dostosuję, albo chociaż odpowiednio zmodyfikuję swoje pomysły. Znowu przeczytałem poprzednie zdanie i widzę, że brzmi ono w taki sposób, że dostosuję się do racji właściwszych niż moje. Ponieważ to jednak ja mam decydować, które z tych racji są najwłaściwsze, więc w sumie pozostanę zawsze przy swoich racjach, mimo że twierdzę, iż będę obiektywny. Do diabła każdy, który twierdzi, że jest obiektywny, wcale taki nie jest. Tylko mu się tak wydaje, bo wszystko dostosowuje, a właściwie nagina do tego, co sam uważa za właściwe. Nawet gdy ustąpi, to dlatego, że uzna że to co zaproponował ktoś inny jest lepsze, a więc znowu zrobi to co sam uznaje za stosowne. Przepraszam za te nudzenie. Wracam do początku i czytam co tam ponawypisywałem. Zajęło mi to zaledwie kilka minut. To znaczy czytanie i analizowanie. Bełkot, a delikatnie mówiąc ględzenie Kończę więc z tym i wracam do faktów. A fakty są takie: Po prawie dwudziestu latach na morzu, muszę się z nim rozstać. Jeśli nie na dobre, to przynajmniej na cały rok. Po moich ostatnich przejściach nie dostałem od lekarzy świadectwa zdrowia. Nie chcę teraz rozdrabniać się w szczegóły i wrócę do tego później. W każdym razie nie mogę teraz wypłynąć i muszę zająć się czymś na lądzie. Nie jest to łatwe, bo oprócz bycia marynarzem niczego innego nie umiem. Rynek pracy dla byłych marynarzy jest w tej chwili na wybrzeżu bardzo kiepski, jeśli nie wręcz zerowy. Ci, którzy są w sytuacji wyboru, to znaczy nie wypływają, bo nie chcą, ale mogą, mają łatwiej. To zazwyczaj ludzie, którzy chcą pobyć trochę z rodziną, doprowadzić dzieci do skończenia podstawówki czy też matury, albo na przykład dopilnować jakiejś budowy czy remontu. Biorą pracę nawet słabo płatną i dokładają do życia z oszczędności, które zdobyli na morzu. Ja takich niestety nie mam i nie wiem, czy kiedykolwiek wypłynę, żeby je odbudować. No więc, z pracą jest źle albo, wręcz można powiedzieć, bardzo źle. Właściwie nie zdawałem sobie z tego sprawy dopóty, dopóki nie zacząłem się za nią rozglądać. Kiedy skończyło mi się zwolnienie lekarskie i zasiłek chorobowy, poszedłem do swojego długoletniego armatora Polskiej Żeglugi Oceanicznej z prośbą o zatrudnienie mnie w biurze, przynajmniej do czasu kiedy odzyskam świadectwo zdrowia, jeśli je odzyskam w ogóle. Przyjęto mnie, owszem, bardzo grzecznie, jeśli nie nawet serdecznie. Prawie entuzjastycznie, autentycznie ciesząc się z tego, że wreszcie wydobyłem się z moich kłopotów. O przyjęciu do pracy na lądzie nie było jednak mowy. Po prostu taka możliwość nie istniała. Firma i tak borykała się z problemem poważnej nadwyżki ludzi, których prędzej czy później należało zwolnić. Dyrektor, nawet gdyby chciał mnie przyjąć, to nie mógł tego zrobić, gdyż uchwałą rady pracowniczej została zastosowana całkowita blokada na nowe przyjęcia do pracy. Mogłem jedynie wrócić na statek, ale na to z kolei nie pozwalał mi brak świadectwa zdrowia. Dyrektor rozłożył ręce i odesłał mnie z kwitkiem do domu. Rozpocząłem długą wędrówkę po wszystkich instytucjach, w których mógłby się przydać były kapitan statku handlowego. Okazało się, że nie ma zapotrzebowania, a jeśli nawet jest, to za tak małe pieniądze, że można to było potraktować jedynie jako zatrudnienie okresowe pomiędzy wypłynięciem w kolejne rejsy. Krążyłem tak od firmy do firmy prawie przez dwa tygodnie. Nikt nigdzie mnie nie chciał. Wszędzie mieli kompletny personel. Trafiłem też do kilku firm prywatnych, których właścicielami byli moi koledzy i tu wydawało się, że będzie łatwiej. Przynajmniej wykazywano dużo zrozumienia. Niestety, wszędzie tam również mieli wystarczającą ilość ludzi. Kilku z nich zaproponowało przyjęcie mnie na tak zwane przeczekanie, za bardzo małe pieniądze tylko po to, żeby zaczepić się do czasu zwolnienia się lepszej posady. Najczęściej z powodu wypłynięcia kogoś w rejs. Jednakże te perspektywy były dosyć odległe i mgliste. Poza tym wiedziałem, że była to ze strony kolegów, oferujących takie rozwiązanie, działalność charytatywna. Oni naprawdę nie potrzebowali więcej ludzi i byli gotowi przyjąć mnie tylko po to, żeby mi pomóc. Cóż, nie chciałem, żeby tak się stało. Bardzo źle bym się czuł w takiej sytuacji. Poza tym, mimo tej naprawdę szczerze dobrej woli niewiele mogli mi zaoferować. Niewiele w stosunku do tego co zarabiałem jako kapitan jeszcze na moim poprzednim statku i niewiele w stosunku do moich potrzeb. Chociaż jednocześnie było to sporym obciążeniem dla nich samych. Złapałem jedynie trochę wykładów na różnych zawodowych kursach dla marynarzy. To również było załatwione po trosze przez sympatię. Po prostu inni wykładowcy dostali trochę mniej godzin, ale przynajmniej nie wyciągałem pieniędzy z kieszeni tym moim kolegom, którzy gotowi byli stworzyć dla mnie niepotrzebny etat. W sumie nie za ciekawie to wyglądało i nastawiłem się już, że wezmę byle jaką pracę dorywczą, aby tylko przetrwać ten czas, dopóki nie odzyskam w pełni zdrowia i świadectwa lekarskiego. W końcu jednakże, jak to zwykle bywa - niespodziewanie, szczęście się do mnie uśmiechnęło. W pewien poniedziałek wezwała mnie jednak PŻO. Dyrektor Jasiak, którego nie znałem osobiście, chciał ze mną porozmawiać. Nie wiedziałem o co chodzi, ale postanowiłem zaraz następnego dnia rano wstąpić do kadrowca i go delikatnie wybadać.

 
 
 

Comments


WYDAWCA

Wydawcą  PoloniaSligo.Eu jest Acorn Blue Printing w Sligo.

Wydawnictwo zajmuje sie m.in. projektowaniem, drukiem,  tworzeniem profesjonalnych, nowoczesnych stron internetowych, a takze projektowaniem grafiki, skladu DTP oraz uslug Public Relations.

TEL: 071 915 7954  2013-2015 © Copyright

© 2014 by POLONIA SLIGO. Created by Acorn Blue Printing

bottom of page