top of page
Search

Znowu żyję – powieść w odcinkach, rozdział 15

  • poloniasligo
  • Jan 26, 2015
  • 12 min read

znowu zyje.JPG

Dzięki uprzejmości autora Gabriela Oleszka możemy publikować tę powieść w odcinkach na naszych łamach.

Copyright by Gabriel Oleszek / kopiowanie, powielanie i dalsze publikowanie jest zabronione.

O Autorze http://www.marynistyka-oleszek.pl/

Zdjęcie oraz projekt okładki: Martin Pociecha / TheSolace Creative

15

Gdy rano zwlokłem się na pokład, była już dziewiąta. Antek pracował normalnie. Był z nim znowu strażnik z bramy, a majster działał w forpiku. Zszedłem do maszyny popytać Lecha co się dzieje. Był przerażony, gdy mnie zobaczył. Podobno cuchnęło ode mnie gorzałą gorzej niż od Jelcyna, wyglądałem fatalnie. Nigdy mnie ponoć takim nie widział. Dyskretnie nie wypytywał o przyczyny tego stanu, ale poradził, a właściwie kazał mi doprowadzić się do porządku. Spytałem go jeszcze o robotę. - Teraz spróbujemy napełnić silnik wodą chłodzącą i sprawdzimy czy nie ma gdzieś przecieków, a potem zobaczymy co dalej. Wysłuchałem tych wyjaśnień i poszedłem doprowadzać się do porządku. Ale najpierw nie wytrzymałem i wycelowałem lornetkę w okna biura Moniki. Nic jednak nie widziałem. Refleksy światła były takie, że ledwie było widać firanki, nic więcej. Wróciłem do siebie i próbowałem zmusić się do wymiotów. Jednak bezskutecznie, żołądek był pusty, a cały alkohol znajdował się w żyłach i usunąć go można było tylko biorąc na przeczekanie. Raczej nawet należało coś zjeść, żeby lepiej się poczuć. Wlazłem więc pod prysznic i spędziłem tam niemal godzinę. Poczułem się trochę lepiej, ale nadal było fatalnie. Pozostawało czekanie. Zrobiłem sobie jakieś skromne śniadanie i na serio wziąłem się za porządkowanie po weselu. Byłem tak otępiały i ogłupiały po przepiciu, że nawet nie myślałem zbyt dużo o Monice. Po prostu nie byłem zdolny do myślenia. Koło pierwszej odgrzałem coś do jedzenia i zawołałem towarzystwo na przerwę. Niestety, Lechu miał złe wiadomości. Po napełnieniu silnika wodą wykryli, jak na razie, przeciek w dwóch układach. - Co to za przeciek? - Na razie trudno określić. Woda spływa z tulei do przestrzeni podtłokowej. Coś pewnie musi być pęknięte, albo tuleja, albo głowica. Trzeba wszystko wyciągnąć i sprawdzić. - Jak długo to potrwa? - Normalnie jeden układ w jeden dzień, jeżeli nie trzeba ruszać tulei, ale tutaj jest nas tylko dwóch. W każdym razie otworzymy jeszcze ostatni układ, żeby sprawdzić czy tam nie ma przecieku i zaraz potem bierzemy się za głowicę na trzecim układzie. Na szóstym przeciek wydaje się mniejszy i będzie robiony w drugiej kolejności. - Czy są części zapasowe? - Na szczęście są. Może załatw jakichś dwóch motorzystów do pomocy, to pójdzie lepiej. - I tak muszę już załatwiać załogę. Zaraz dzwonię do kadr PŻO. Tylko oni mi pomogą. W kabinie mam projekt dokumentu minimalnej obsługi i zgodnie z nim muszę obsadzić statek, bo inaczej żaden port nie wypuści mnie w morze. Oryginalny dokument dostanę od administracji Vanuatu po przerejestrowaniu statku pod jej banderę. - Czy zdążymy do piątku? W piątek musimy zawołać PRS jeżeli chcemy wchodzić w czarter w przyszłym tygodniu. - Ciężko będzie, ale stanę na głowie, żeby skończyć. Postaram się nawet na czwartek. Zawsze lepiej mieć dzień w zapasie. Jeżeli by coś nie wyszło, to można jeszcze do piątku poprawić. - Jak chcesz to zrobić? - Zakładam, że więcej nie będzie przecieków. Dzisiaj zdejmiemy głowicę i może zlokalizujemy przeciek na trzecim układzie, a jutro go skończymy. W środę byśmy zrobili szósty układ. Jutro nabierzemy wprawy i w środę pójdzie lepiej. Poza tym myślę, że w środę będzie już ktoś do pomocy. - Dobra, idę dzwonić. - Poczekaj. Mruga do mnie i czeka aż wszyscy wyjdą z mesy. - Zadzwonisz z mojej komórki. Lepiej nie chodź tam. Nie wypada, żeby armator i kapitan w jednej osobie zionął gorzałą gorzej niż Oleksy po randce z Ałganowem. Ma cholera rację. Ja co prawda liczyłem na pretekst, żeby zobaczyć Monikę, ale tak naprawdę, to chyba lepiej żebym jej nie spotykał. To co mnie spotkało jest zbyt bolesne i muszę się skupić na wszystkim innym, żeby tylko o niej nie myśleć i ponownie nie zwariować. Ba, łatwo powiedzieć, ale trudniej zrobić. Myślę o niej ciągle i staram się ją usprawiedliwić. Nie mogę jednak się z tym zbyt łatwo pogodzić. Żeby powiedziała mi wcześniej o tym Januszu, to wcale bym się nie angażował. Żeby chociaż uprzedziła mnie, że traktuje nasze spotkania jako przygodę bez zobowiązań. Wtedy miałbym wybór. Albo też traktuję to jako przygodę, albo nie angażuję się wcale. Tutaj zaangażowałem się całkowicie i dlatego teraz tak boli. Jeszcze bardziej niż sam fakt jej podwójnego życia boli mnie to, że ją straciłem. Może byłbym zdolny pogodzić się z jej zdradą, ale ona idzie do innego i nawet nie wspomina, że mogłaby zostać ze mną. Przestaję na chwilę myśleć o niej i dzwonię do PŻO. Kadrowiec obiecuje na jutro wyszukać mi kandydatów. Podaję mu numer telefonu na komórkę Lecha, na wypadek gdyby miał jakieś wiadomości dla mnie wcześniej. Potem dzwonię jeszcze do Tomka do PRS. Obiecuje, że sam załatwi z placówką Gdańsk inspekcję. Inspekcja będzie w czwartek. Według Tomka nie da rady zdążyć w jeden dzień. Poza tym wysuwa ten sam argument co Lechu, że w razie czego jest szansa jeszcze coś poprawić, czy dokupić, jeżeli inspektor coś znajdzie. Lechu z Cześkiem kontynuują w maszynie. Bosman pomaga majstrowi i robota znowu posuwa się do przodu. Ja kontynuuję usuwanie gruzowiska po weselu. To już ostatnia impreza, więc przynajmniej z tym mam spokój. Niestety, praca przy sprzątaniu nie zmusza do myślenia, więc głowę mam zaprzątniętą tylko Moniką. Ciągle nie mogę zrozumieć jej postawy. Dlaczego z dwoma na raz. Dochodzę do olśniewającego wniosku, że pewnie związek z Januszkiem jest nie najlepszy skoro szuka czegoś nowego. Na wszelki wypadek jednak nie pali za sobą mostów. Jeżeli coś nie wyjdzie ze mną, to pozostaje stary, poczciwy Januszek. Jak widać metoda skuteczna. Ze mną już przepadło, bo zbyt łatwo się wygadała, ale Januszek nic nie wie. Wystarczy teraz tylko bawić się z nim tak jak ze mną przy rozbieraniu się z ciuszków i nic nie zauważy. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie latać z gołym tyłkiem i wszystko będzie dobrze. Pomyśleć, że gdyby nie moje zapomnienie i głupawe ugryzienie w półdupek, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nie wiem czy żałować, czy cieszyć się z tego co się stało. Dzięki temu, że się wygadała, nie będę się wiązał z dziewczyną trzymającą dwie sroki za ogon. Czyli dobrze się stało. Z drugiej strony, gdyby nie doszło do tego nieszczęsnego siniaka, to może spotkałaby się z nim z raz czy dwa i zerwała, a ja nigdy bym się o tym nie dowiedział i być może byśmy byli bardzo szczęśliwi. Słowem trudno ocenić czy stało się właściwie dobrze czy źle. Jedno jest na pewno złe, że doprowadziła mnie i zapewne też siebie, do takiego rozstroju nerwowego. Postanawiam jednak być silny i jakoś to przeżyć, ale jest ciężko. Jest naprawdę ciężko. Kac mija bez śladu, tylko ta udręka, ta tęsknota za Moniką. To jest najgorsze. Jak dobrze, że mam teraz tą robotę z Polanką. Gdybym był teraz na zwykłym urlopie i nie miał co ze sobą zrobić, byłoby o wiele gorzej. Kończę sprzątanie i idę do maszyny. Głowica jest już zdjęta, a Lechu z Cześkiem rozkręcają śruby łączące trzon tłoka z korbowodem. Prawdopodobnie poszła tuleja. Oznacza to znacznie większą robotę. Oferuję swą pomoc, ale nie chcą. Proszą o motorzystów już na jutro, jeżeli tylko da radę. Wracam do siebie i jeszcze raz dzwonię do kadr. Obiecują, że jeden człowiek przyjdzie już jutro. Drugi może być pojutrze. Pozostała załoga jeszcze nie jest ustalona. Trudno się spodziewać, żeby załatwić to w przeciągu zaledwie dwóch godzin. Idę do kabiny i postanawiam napisać zamówienie na prowiant. Ostatecznie pozostało zaledwie kilka dni czasu. Jeżeli wypłyniemy zaraz po Wielkiej Nocy, to muszę najdalej we wtorek mieć wszystko na burcie. Załoga ma wynosić dwanaście osób. Rejs do Gent będzie trwać też niewiele dłużej niż tydzień, dwa. W sumie zapasy nie muszą być zbyt duże, ale coś tam jednak trzeba zamówić. Znajduję w segregatorach jakieś stare zamówienie i korzystając z niego jako wzoru sporządzam listę produktów potrzebnych mi na mniej więcej miesiąc pływania. To na razie musi wystarczyć. Gdy kończę jest już popołudnie i pojawiają się harcerze. Zachęcam ich do solidnej roboty. To już ostatnie dni. Potem ani ja nie będę ich miał do pomocy, ani oni nie będą mieli okazji do dodatkowego zarobku. Oni jeszcze nie wiedzą, ale postanowiłem sypnąć im po sto lub dwieście złotych premii w zależności od tego ile który pracował. Należy im się za dobrą robotę. Najwięcej dostanie Jurek. To za te dodatkowe prace na czterech zabawach. W sumie będzie chłopak miał na godziwe wakacje. Potem idę jeszcze do majstra. Okazuje się, że robota idzie dobrze. Jutro zakończy w forpiku i przeniesie się na rufę do afterpiku. Prosi żeby dopilnować przyjęcia dodatkowych butli z tlenem i acytelenem, które przyjadą jutro rano. Wracam do kabiny i biorę się za prace papierkowe. Statek wchodzi do eksploatacji, więc również i pod względem papierkowym wszystko musi grać jak należy. Jest sporo tej roboty i chyba zajmę się tylko tym aż do wejścia statku pod załadunek. Potem nowy kapitan będzie pilnował wszystkiego. Tego dnia sporo zrobiłem. Po prostu zajmowałem się papierami na siłę, żeby nie myśleć o Monice, która mimo to co chwila wracała mi na myśl. Dobrze idzie również robota na pokładzie. Jest jeszcze trochę malowania i innej kosmetyki, ale ogólnie statek jest już w niezłym stanie. Lechu z Cześkiem pracują do szóstej. Znaleźli pęknięcie na tulei. Przygotowali wszystko, żeby od rana ją wyciągać. Tłok oczywiście jest już dawno wyciągnięty. Nie stwierdzili żadnych dodatkowych przecieków. A więc wszystko powinno pójść zgodnie z planem. Jutro skończą trzeci układ, a pojutrze zrobią szósty. To ostatnia praca przed przekazaniem statku pod inspekcję PRS, która odbędzie się, tak jak już wszystko załatwił Tomek, w najbliższy czwartek. W końcu statek pustoszeje. Jeszcze tylko dwie pary z weselnych niedobitków opuszczają Polankę i zostaję sam. Wrzucam zużytą pościel do pralki, a sam nadal zagłębiam się w papierach. Pracuję do północy starając się nie wracać myślami do Moniki. To już zamknięty rozdział. Teraz tylko praca. Tylko to pomoże mi wziąć się w garść i nie załamać ponownie. Łatwo powiedzieć. Wystarczy nie myśleć o Monice. Ale jak to zrobić, skoro życie bez niej wydaje się nie być życiem. Przewracam się długo z boku na bok. Cały czas mam okropną ochotę na drinka. Zasypiam chyba gdzieś około drugiej, ale przynajmniej dobrze potem śpię i wstaję dopiero siódmej. O ósmej stała brygada zaczyna robotę. Lechu z Cześkiem ciągną tuleję. Niestety, nie pojawia się obiecany motorzysta, ale kieruję im do pomocy Antka. Antek jako człowiek uniwersalny przydaje się zarówno na pokładzie jak i w maszynie. Około dziesiątej przyjeżdżają butle z gazami. Wstawiamy je do magazynku pod pokładem na rufie z prawej burty. Zaraz potem pojawia się jakaś dziewczyna i mówi, że za dziesięć minut będzie dzwonił do mnie pan Jasiak. Jasiak nie zna oczywiście numeru komórki Lecha i dlatego dzwoni do kierownika bazy. Chyba mój dylemat, czy pójść zobaczyć Monikę, czy też nie, rozwiązuje się sam. Przypadek sprawia, że muszę tam pójść, Trochę się boję tego spotkania. Serce skacze mi jak szalone, na samą tylko myśl, że ją znowu zobaczę. Ale gdy pomyślę, że to nie jest już moja dziewczyna, to płakać mi się chce. No, ale nie mam wyjścia, muszę iść. Nie widzę jej, gdy trafiam już do jej kantorku. Zabawia mnie na razie kierownik, częstując kawą Gajos. Po chwili dzwoni Jasiak, który ma jeszcze sporo pytań. Odpowiadam mu, że i tak jadę zaraz do kadrowca, więc wstąpię i do niego. Umawiamy się za godzinę. Siedzę jeszcze chwilę z kierownikiem, a w końcu nie mogę wytrzymać i starając się przybrać obojętny wyraz twarzy pytam: - A naszej przemiłej pani Moniki nie ma dzisiaj w pracy? - Jej narzeczony wrócił z rejsu i wzięła urlop. W święta ma być ślub. Nie wiedział pan o tym? - Wiedziałem, ale zapomniałem - odpowiadam krótko, odstawiam kawę i wychodzę. A więc sprawa jasna. Ze mną to była po prostu zabawa. Rozrywka na nudne popołudnia, gdy narzeczony w morzu. Nie mam powodu, żeby się zachwycać swoją sytuacją, ale jednak chyba tak jest lepiej. Wszystko jasne. Żegnajcie złudzenia i rozterki. Należy sobie szybko i stanowczo wybić pannę Monikę z głowy. Im prędzej, tym lepiej dla mnie. Wracam na statek, ale strasznie podle się czuję. Może sam o tym nie wiedziałem, ale podświadomie liczyłem jeszcze na to, że wszystko wróci do normy, że to jakieś nieporozumienie, które zaraz się wyjaśni. Przebieram się w normalne ubranie i wyjeżdżam do Gdańska do PŻO. Liczę na to, że podczas rozmów z Jasiakiem i potem w kadrach pozbędę się ponurych myśli. Przecież nic innego właściwie nie mogę zrobić. U Jasiaka spędzam dwie godziny. Omawiamy ostatnie szczegóły. Zapewniam go, że statek będzie gotowy w piątek. Podczas świąt nikt nas nie przyjmie do czarteru, ale decydujemy się wypłynąć z Gdańska w poniedziałek wielkanocny, a we wtorek wejść w czarter. Statek ma być podstawiony na redę Gdyni skąd wyślę notę gotowości do Mewek. Po zacumowaniu w trakcie załadunku będzie jeszcze tak zwana inspekcja „on hire” czyli przyjęcia w czarter, podczas której sprawdzone będą zbiorniki paliwa oraz ogólny stan statku. Muszę mieć załogę już podczas świąt. To z jednej strony dobrze, bo przynajmniej nie będę się martwił, że statek jest opuszczony. Wzrosną jednak trochę koszty załogowe. Po prostu o trzy dni wcześniej będę płacił wszystkie pensje, ale nie muszę się tym aż tak martwić. Ostatecznie statek został przygotowany do rejsu znacznie niższym nakładem, aniżeli można byłoby się spodziewać. Wpadam jeszcze do Białka i daję mu zamówienie na oleje i smary potrzebne na ten najbliższy miesiąc. Oprócz tego trochę innych materiałów, ale nie za wiele. Niezbędne minimum, żeby tylko ruszyć w drogę. Przy okazji Białek poleca mi dostawcę prowiantu, który może mnie stosunkowo tanio zaopatrzyć. Od razu dzwonimy do gościa i się umawiamy. Białek faksuje do niego listę, którą wczoraj napisałem. Myślę sobie, że gdyby nie nasza katastrofa z Moniką, to pewnie byśmy z nią sami we dwójkę powoli to wszystko kupili i dostarczyli na burtę, tak jak to robiliśmy z zaopatrzeniem na imprezy. No, ale nie ma co o tym myśleć. Stało się i koniec. Skończyło się z Moniką, a żyć trzeba dalej, chociaż naprawdę jest ciężko. Idę w końcu do kadrowca. Niestety, motorzysta, który miał dzisiaj przyjść, nawalił, ale ten drugi, który jest zamówiony od jutra potwierdził, że będzie. Są już konkretne propozycje na wszystkie stanowiska. Kapitanem ma być mój znajomy, dawny mój chief. Dobrze się składa, bo to porządny człowiek. Znam go z jak najlepszej strony. Mieszka aż w Legnicy i pytał czy może zaokrętować dopiero po świętach. Oczywiście zgadzam się. I tak miałem zamiar przeprowadzić statek osobiście z Gdańska do Gdyni. Do tego nie potrzebuję świadectwa zdrowia. Pozostali są gotowi do dołączenia choćby zaraz. Ustalamy, że marynarze zaczną pracę od jutra, czyli środy. Chcę, żeby były już normalne wachty. Nadal dręczy mnie widmo pożaru na niedopilnowanym statku. Zapomniałem wspomnieć, że Jasiak już ubezpieczył statek z datą od następnego wtorku, ale do tego dnia nie mogę mieć żadnego wypadku. Zresztą na razie napisana jest tylko umowa, która wejdzie w życie dopiero, gdy we wtorek z samego rana agent obejrzy statek. Od jutra przyjdzie też motorzysta i kucharz. Reszta, czyli oficerowie, w sobotę i tylko kapitan we wtorek. Do tego czasu ja będę kapitanem. Pensje wszyscy otrzymają według stawek jakie oferuje PŻO. Są to stawki utrzymujące się w dolnych stanach średnich. Kadrowiec daje mi przy okazji kopie druków i formularzy stosowanych przez Vanuatu. Mają chyba jeden czy dwa statki zarejestrowane pod tą banderą i stąd pewien zapas odpowiednich papierów. W końcu wracam na statek. Po drodze rozmyślam o Monice. Robi mi się bardzo smutno, ale nic nie mogę na to poradzić. Jednakże jednocześnie stwierdzam, że gdy byłem zajęty rozmowami i ustaleniami z Jasiakiem, Białkiem i kadrami to wcale o niej nie myślałem. To dobry prognostyk. Oznacza on, że będzie mi łatwiej pod warunkiem, że znajdę sobie zajęcie. Przez moment zastanawiam się czy ona też przeżywa takie rozterki jak ja, ale wydaje mi się że nie. To ona wybrała, więc chyba wie co dla niej jest najlepsze. Na statku przebieram się w robocze ciuchy i idę do maszyny. Niestety, nowa tuleja nie jest jeszcze na miejscu. Wtedy, gdy ją wciskali przekręciła się w jakiś sposób i nie trafiała na swoje miejsce. Lechu coś mi tłumaczy, że tam na dole są jakieś rowki, w które musi trafić klin. Nie bardzo to rozumiem, jak również nie podzielam jego optymizmu, że za drugim razem na pewno trafi. Mnie się wydaje, że skoro przekręciła się raz, to może to się znowu zdarzyć, albo nawet nie wiadomo ile razy. Nie chcę się jednak wtrącać. Zwłaszcza, że ponowne wciskanie jest już mocno zaawansowane i wkrótce będzie wiadomo, czy się udało, czy też nie. Do końca dnia pracuję jednak jeszcze trochę na pokładzie. Najpierw pomagam harcerzom, a potem pomagam zwinąć majstrowie jego kable i węże. Robota w forpiku jest skończona. Od jutra robi afterpik, który chce będzie skończyć w dwa dni, czyli w czwartek. W sam raz na zdanie tych prac PRS-owi. Lechu z Cześkiem pracują do ósmej, ale dzięki temu trzeci układ jest zrobiony. Lechu jest skonany, ale zadowolony. Postanawia przespać się na statku, żeby od rana zabrać się za układ szósty. Według jego prognoz jest tam roboty na jeden dzień. Przeciek jest zdecydowanie mniejszy, aniżeli był na trójce i powinien sobie z nim bez trudu poradzić. Czesiek jedzie do domu. Antek również, ale jutro chce przywieźć swoje ciuchy i też nocować na statku. Okazuje się, że zdecydował się popłynąć w pierwszy rejs do Gent. Niby miał być na lądzie przez cały rok, ale krótki rejsik może zaliczyć. On też, tak jak ja uważa Polankę za swoje dziecko i chce zobaczyć jak ten bobas będzie się zachowywał w swej pierwszej podróży. Po ich wyjściu ze statku podciągam trap do poziomu. Od jutra będą już wachtowi, ale dzisiaj jeszcze jesteśmy bez żadnej opieki. Tak będzie bezpieczniej. Właściwie nie wiem, czemu do tej pory tego nie robiłem. Chyba dlatego, że na tym statku goście częściej byli niż ich nie było i po prostu trap musiał być do ich dyspozycji przez całą noc. Lechu po raz pierwszy poważnie przymierza się do swojej kabiny. Po kąpieli przychodzi do mnie i wypijamy po butelce piwa. Potem się rozstajemy. Oboje mamy sporo roboty papierkowej. Typowej biurokracji jakiej nigdy na statku nie brakuje. Cały czas mnie korci, żeby wypić jeszcze z jedno, dwa piwa, ale jakoś się powstrzymuję. Wreszcie koło jedenastej wieczorem kładę się spać. To stosunkowo wcześnie jak na mnie, ale poprzedniej nocy nie spałem zbyt wiele, więc nie powinienem mieć kłopotów z zaśnięciem. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Rzeczywiście tylko tak mi się wydaje. Nie mogę zasnąć, mimo że jestem zmęczony, bo myślę tylko o Monice. Jest mi tak niesamowicie żal naszej miłości. Wspominam te najcudowniejsze, najukochańsze chwile z nią. To wszystko trwało tak krótko i właściwie skończyło się zanim zaczęło. Przewracam się z pół godziny rozpaczając po stracie Moniki, a potem znajduję metodę na uspokojenie się. Po prostu nie myślę o tym, że ją straciłem, tylko o tym co z nią przeżyłem. Wspominam wszystkie najpiękniejsze chwile i to mnie tak jakoś wycisza i uspokaja, że w końcu zasypiam.

 
 
 

Comments


WYDAWCA

Wydawcą  PoloniaSligo.Eu jest Acorn Blue Printing w Sligo.

Wydawnictwo zajmuje sie m.in. projektowaniem, drukiem,  tworzeniem profesjonalnych, nowoczesnych stron internetowych, a takze projektowaniem grafiki, skladu DTP oraz uslug Public Relations.

TEL: 071 915 7954  2013-2015 © Copyright

© 2014 by POLONIA SLIGO. Created by Acorn Blue Printing

bottom of page